46.
/ Samo życie /
Wtargnąłem w twe życie, kuchennymi schodami niepostrzeżenie skradłem twój uśmiech ze ściany. Bo tak mi się spodobał, robiąc takie wrażenie, że jestem zauroczony jak miłością pierwszą.
Spoglądam na słońce i widzę ciebie roześmianą, w lustrze wody oglądam twoją twarz cudowną. Chodzę jak pijany, szukam wczorajszego dnia, gdy cię nie zobaczę piękną, świat traci tyle uroku, bo dajesz mi garść uśmiechu na życie, na szczęście.
Pozwalasz bym chodził za tobą jak cień a ja tylko ukradkiem podglądam cię w geście, w spojrzeniu słodkim, w skupieniu gdy rozmyślasz. Myślę o tobie nieprzerwanie, bo jesteś kobietą niezwykłą, najlepszą pod słońcem.
Ty urzeczywistniasz moje marzenia ja urzeczywistniam twoje marzenia ty utożsamiasz moje pragnienia - ja utożsamiam twoje, bezbłędnie. Samo życie dyktuje i podpowiada co czynić, za głosem serca idę i cieszę się ze światem.
Odmieniłaś moje życie tak po prostu przywróciłaś do życia jednym spojrzeniem. Wiara piękna gdzieś w tobie drzemie, jak zaklęcie – cała ty jesteś snem, jesteś uwielbieniem. Daleko byłem od miłości, nie znałem takiego uczucia zanim cię poznałem – trwałego jak skała, która się nie boi wody i przemijania czasu.
Szedłem smutny dotąd drużką w nieznane nie wiadomy był mi cel, zadanie i ma misja, życie całe, teraz już wiem gdzie idę, gdzie me przeznaczenie, co ważne i najlepsze, co serce potrzebuje. Wiedziony miłością niczemu nie zaprzeczam, że kocham co to takiego strasznego. Teraz wiem, że życie bez ciebie nic nie jest warte, wypełniasz me życie, serce i myśli, i mogę mówić to śmiało bez przerwy, kocham, kocham bez końca a wiatr niech roznosi wieść po świecie. Bo jestem w tobie zakochany bez reszty i nie próbuj uleczyć mnie z tego. Tychy, 08.04.2010.
47.
/ Nie sięgam……/Nie sięgam po wiele sięgam po uśmiech łaskawy co połyskuje na twarzy niby blask. Sięgam po rozkosz, która się za nim kryje tak upragnioną dla ludzi i siebie.
Co potrzebuję w życiu tylko tego co mi brakuje wiele mam wiele widziałem i posiadam a z tego daru szczyt mi się przyśnił i wyciągam ręce. Po przysmak i talerz jakże pusty.
Posiłkiem mi uczucie jakim darzę i człowieka zwierzęcia i niejedno co żyje stworzenie. Lecz tej wisienki na torcie mi brakuje i to jest mym utęsknieniem – o dziwo!
Nie marzę bo marzenia nic nie dają nie pragnę bo to pogoń za słabością wieczną określoną sobą. Ja chcę drobiazgu ku mej uciesze. Spokojnej chwili w radości.
Nie sięgam po tęczę bo mi daleko do szczęścia nie sięgam po jutrzenkę bo mi daleko do miłości, którą mam poza sobą. Sięgam po coś bardziej prostszego wzniosłego radości w najwyższych doznaniach.
Cieszy niejedno promyk słońca co się odbija w kryształowej rosie cieszy i pajączek co się wije po łotyszce krętej i kamień rzucony gdzieś w wodę…… co ma swoje miejsce w naturze.
Jedno do drugiego to takie piękno ukryte zważ czasem na te cuda na wartość wznoszenia ku górze miłości do świata każdego dnia. To budowanie przyszłości ze szkiełek zamków na piasku ze zwykłych spraw olśniewa życzliwe spojrzenie i uśmiech radości świadomość, że żyję i trwam……. Jak na razie w potrzebie…..
Tychy, 26.06.2013
48.
/ W tym samym / W tym samym odnajduję życie co dzień jego sens i walor każdy inny drobiazg piękno i zła niedorzeczność. Niepowodzeń pasmo, które nie lubię drobnych zastrzeżeń jakże bliskich………… Nie znoszę smaku utrapień co gorszą myśli przeklęte rzucane gdzieś hen….. Dręczę wszystko w najmniejszym szczególe to co uprzykrza życie, biję się w pierś bo ile da się znieść boleści to samo powtarzanie wiecznie bez końca ……… Powielanie czynności jak modlitwa nie uspakaja a wtrąca do lochu. Uprzykrza w najlepsze zabierając wierzenie bolesne trzymające cierpliwość rozdartą. Czy w kącie na poddaszu w piwnicy nie jestem od niczego z dala a w przedzie w zaułku beznadziei milczenia spowiedzi. Urodzaj strapień zawsze opodal w twarz zagląda fiasko co jest wypisane jak historia zdarzeń bez komentarza. Nie chylę się by skarżyć się na cokolwiek co mam to farsa lepiej nie wspominać by śmieszność ominąć i wstydu wątek. Zmarnowane życie całe przez zły humor co pojawia się i psuje wszystko. Raz za razem coś z rąk leci zdarza się lecz mnie za często wywołuje fakt czemu to służy taka zabawa nieżyczliwa obsesją owładniętą czy strachem. Tak od dawna wije się sznur pechowy z jakiej przyczyny z jakiego powodu jestem uwikłany w sieci zmartwień nie z mego powodu przecież? Co kryje tajemnica takiego stanu rzeczy! Na przemian nieudolność i pech krzyżują ręce i uśmiech cyniczny znajduje miejsce razem stoją murem igrając w najlepsze z moją osobą. Szydzą co gorsza kpiąco ze mnie dla niepoznaki co wywołuje uciechę większą. Frajdę jakąś dostrzegam zmysłem. Sarkazm to mało drwina szydercza za nadto zawzięcie utrudnia życie zawadą mi jest jedną i drugą cały czas do znudzenia. Pociąga lawiną drobnych nieszczęść w moim pojęciu to stwierdzenie faktu jakby co! - akurat nie do zniesienia! Nawet ciasto mi nie sprzyja bo nie urasta jak na drożdżach i kpi raz za razem bo ni wychodzi – zakalec się ujawnia na znak protestu, czy co? Obraz widoczny potyczek objaw słabości się piekli co jest przeszkodą. i zmora odwieczną w codziennym życiu. Na skwerku niejednym w domu przy stole. Los nieznośny sprzeciwia się bo staje w poprzek to zazwyczaj niedobrze wróży. Jaki powód, jaka przyczyna? mi nieznana ciągle mnie dręczy w dzień – niesłychane. Jest coś co przerasta moje pojęcie o złośliwości martwych rzeczy w metafizycznym ujęciu jak zrozumieć zjawisko niewiadome wielce. Przesadnie znaczące uszczypliwe. Zatruwa codzienność niejeden szczegół dominanta wszystkiego złośliwość ponad miarę za każdym razem odczuwam pod nosem. Nie walczę bo jestem przegrany od zawsze nie od dziś pech spotyka mnie mile bez wzajemności odnosi do wymuszonej przyjaźni od niechcenia. Jaki powód, jaka przyczyna fatum nieznane mnie ustawicznie dręczy. Przeklinam znajomość niechcianą. Zrozumieć zjawisko psikus zabawa życia złośliwość co łzy wyciska z oczu przez wstyd i nieporadność wielką. Dlaczego mnie dotyka i nęka wzgląd cierpienia, że jestem kiepski nadto przecież inni są gorsi i problemów nie mają nawet są większe gapy i fajtłapy. Jednak ja dostaję baty od życia. Powód, igraszka takie życzenie kogoś? Wielu dobrze tuszuje swe braki a ja w tym samym od lat upokorzeniu fraku ubraniu i koszuli niezmienne. W tym samym dołku cierpienia nie pozbędę się przykrości i problemu ale wdzięczny jestem bo się ćwiczę i uczę z trudem w cierpliwości i pokorze to dobre dla mego rozwoju przez co skruchę osiągam ujawniam skromność niezbity dowód, jestem lepszy i to się popłaca to jedno co mi sprzyja poza tym dobrze jest jak jest ciężko dyszę i się nie poddaję choć szczęście mnie omija. To nic kiedyś wszystko się odmieni i wpadnę w łaski tak sądzę. Jakże wszystko szybko przemija a ja w tym samym punkcie w tym samym miejscu na szachownicy. Nie mam nic do stracenia z tym samym przymiotem z tym samym przywilejem więc się śmieję bo mam co chcę – nadzieję………….. Tychy, 21.04.201249.
/ Po czasie……/Umknął gdzieś czas umknął jak złodziej zabrał co cenne wiek młody i piękno cudowne pozostawił – starość i brzydotę. No i zmartwienie wieczne utrapienie codzienności jakże wielkie. Przeleciał przez świat przez całe moje życie niezauważenie wprost umknął bezpowrotnie nie dając wiele w zamian ten zegarmistrz światła strażnik wszechrzeczy. Co gorsza był tu wciąż obok na moich oczach w obecności zaklęty. . Uleciał jak brzask poranny podróżnik niestrudzony przez gałęzie zielone i trawy zroszone o bladym świcie o wschodzie wyjątkowym. Odfrunął w dal niespełniony zaginął w przestrzeni jest gdzieś ten piechur wszechświata nieznajomy w niezwykłości osadzony całkowicie niewidoczny nikomu a jakże bliski każdemu.
W mniemaniu zapewne strapienie zwyczajne krzątaniny codziennej. Przeminął i znikł i nie wiem którędy przeszedł jak żywioł jak i całe moje marne życie. Niezbicie poważnie twardo trzymał się mnie aż do tej pory. Teraz to wiem po czasie… zrozumiałem znacznie co nie co jego zamierzenie!
Umknął bezpańsko tak szybko jak mógł przeleciał lotem błyskawicy nim się spostrzegłem jest już po wszystkim stoję więc z niczym na ulicy. Zdany na łaskę i samego siebie. Umknął wprost jak świst bezszelestnie tak jak by coś czego nie było a jest bo go czuję wewnętrznie.
Jak przechodzi i mrowi od stóp do głowy po kieszeni i mnie porusza wciąż uzależnia od życia wskazując ile mam lat ciągnąc tak ku starości. Przemienia sam siebie jak i nas człowieka będącego dzieckiem upodabnia w końcu do monstrum że staje się starcem pochylonym jak wierzba.
Odbicie swoje jednak zostawia trwały ślad bytności na zmarszczkach co gorsza prześladuje na tyle każdego dnia gdy o nim myślę i wspomnę co przeszło koło nosa. Czas na tyle żartuje drwi i rozczarowuje zarazem a z nim świat dostępny bryluje przebrany w kwiatach a raz w rozpaczy jak to wspaniałe życie siedząc w kalejdoskopie. Myśl jednak zuchwała trapi – po co to wszystko?
Czas element istnienia nieodłączne żniwo połączenia natenczas w zaułku może wypoczywa przesiaduje zapewne rozpasany śmiejąc się do rozpuku, że dopiął swego i dorwał każdego.
Co pozostawił rzekomo po sobie obrazek tkliwy do którego się wraca zachowuje w pamięci ot co. Wspomnienia minione wzbogaca życie na tyle, rozrzewnienie czułe wypełnia dni szarugi i wieczoru. Często i bolesne zgliszcza niesie i tyle przeszłości zmartwienie daje znać o sobie.
Nie mam tajemnic przed czasem nic a nic choć zwolennikiem jego nigdy nie byłem i nie jestem w ogóle . Nie darzył mnie sympatią zbytnią i vice versa. Nie był łaskawy ani razu ani wtedy ani teraz.
Co jedno to podziwiam w czasie jego miarowość upór nonszalancję bo nieugięcie przebywał tam gdzie ja skutecznie dążąc niezłomnie by wypełnić mi życie do skutku.
Co więcej zostało po czasie tak jak po przeszłości niewdzięcznej taka jest jego natura dla mnie historią wspomnieniem obarczona być może okropną. A jednak rejestrem życia poniekąd.
Nie odwrócę czasu nie odwrócę biegu drzwi jego i do niczego nie dążę nie zabiegam o jego względy i pobłażliwość chcę tylko sprostać przeszkodom rzuconym przez los.
Nie odwracam się plecami do wspomnień szarości i smutku co wypełnia me dni odchodzące w wczoraj co zamilkło na dobre. Jak cierpliwość znoszącą obecność mą kłopotliwą.
Żyję tak sobie w obliczu śmierci niechybnej żyję nie przeczę najlepiej jak umiem w ten czas zawsze pomocny stojący u mego boku.
Nie powiem wytrwały jest o dziwo cierpliwy boleśnie dopina swego i męczy zanadto. To wiem bo wędrówkę mam przed sobą po zboczach jakże stromych.
O czasie jestem wszędzie jak trzeba i w czasie jak należy przed czasem nigdy i nie za bardzo się śpieszę wiem i nie ucieknę bo czas szybko mija i goni szalony jakby to powiedzieć – jest rówieśnikiem bo się w nim znajduję. Po czasie… nie oczekuję wiele bo wszystko co mam tą resztę zabrał mi dawno…… Teraz więcej rozumiem odnajduję siebie i żyję inaczej w jasności dnia mądrości wszelkiej…… Tychy, 07.09.2013
50.
/ Samotny w tłumie /Samotny w tłumie przyjaciel wróg obcość każdego dystansuje bez słowa spojrzenia wplątany pomiędzy parkany głów. Podróżnik wieczny jak wiatr przelatuje trzymając się ulicy wpatrzony w światła latarni. Wędrówką owładnięty jakże próżną bo oczywiście inną…..
Samotność to wieszcz przemierza czas przestrzenie jak zbłąkany pies zawita gdzie chce przyjmuje co się trafi. By odnaleźć swe miejsce czasem przy tobie. Samotność niczyja jest kupisz ją za bezcen – to ta sama która jest w tobie jeśli chcesz melancholię zaskarbić….
By spojrzeć w twarz w końcu dwuznacznie nieodparcie. Samotny w tłumie smutne stwierdzenie samotny w świecie przykre doświadczenie co więcej przyznając rację odnoszę wrażenie – że jestem niczym jak my wszyscy. Wydawać się może że tyle nas w koło otoczenie rośnie w grono naród w rodzinę jedną a tak naprawdę jesteśmy sami sobie przeznaczeni.
Samotni wszędzie jak palec w pojedynkę zmuszeni do życia szukając wartości tak chcianej miłości za wszelką cenę. Z przymusu lub bez niego obdarzeni pustką wyłączną wewnętrzną zewnętrzną jak kto woli. W jakim celu? Oświecenia jaźni podobno. Zrozumienie siebie nie oznacza wiele niefortunne drogi kreśli losu rozdrażnienie. Przekładaniec myśli krzyżujący biegi niefortunnych orbit wąskich. Ktoś się czuje przy tym jakby przybył z innych planet bo jest zgoła przyjacielski inny od pozostałych w tłumie. Serdeczność to jego domena powala gdy rzuca karty na stół. Ulica nie gwiżdże lecz się kłania.
Samotny w tłumie znak to czy ostrzeżenie – uwaga człowiek na torach może!
Do powitania lgnę ludzkiego serca wytrącony z równowagi ku wschodzącej gwieździe spieszę szukając pojednania. Chcę z bliźnim zawrzeć pakt może z przyjacielem i bratem. Ulicą idę ociekającą łzami prosto przed siebie uderzam w tłum bezimienny niewzruszony bez trwogi. Jak ja sam nieznajomy rzeczy. Przychylność mam pod ręką naprzeciw zbrukaną godność ludzką przez krew na rękach wrogich rzezimieszków o twarzach potulnego baranka. A w końcu co mi do tego….. czy sędzią jestem czy łaskawcą
Samotny w tłumie w rzeczy samej przerażenie fakt niezbity oczywista klęska toczy obojętność wkoło przemawia przez ludzi jakby nietutejszych……… A gdzie to piękno co możemy dać drugiemu i światu życzliwemu.
Ktoś wywołał nas do tablicy z szeregu gdy niemrawo przechodzi się przez zasieki granice niedostępne przelatuje ulice w poprzek wszerz czy na ukos to dla życia nie ma znaczenia. Wtedy to najlepiej niewinnie wmieszać się w tłum naprędce w otoczenie dla niepoznaki chyłkiem cichaczem by zaznać spokoju chwilę zapomnieć o wszystkim o niemiłym i co złe co nas dotyka. W przenośni w wyobraźni sprawy martwiące od zawsze.
Zapomnieć to wynik trudu obchodzenia w koło zależności wszelkiej czy warto zamknąć się czasem w ciszy tak potrzebnej niech więc zamilknie bicie serca choć na chwilę w takt grupowego marszu tłumu. Myślę, że to ucieczka od zbrodni…..
Samotny w tłumie los niefortunny cios w szczękę nie sprzyja godzina przykre zajście pod nieobecność myśli. Wędrówka z dala od serca tak od lat ucieczka pogoń za niczym. Nieustanne kojarzenie siebie w świetle czasu niezbędny warunek. Krok w przepaść przeznaczenia w skorupie zawarta twarda sztuka przesyła uśmiechu kropelkę.
Idę z wolna niepewnym krokiem podążając uparcie naprzeciw ściany płaczu i tłumu. Troska by być widzianym farsą jest jakich mało. Tłum w wielkości rozgorzały bezimienny sunie jak fala w tą i w tamtą stronę nieustannie plątając się w sieci zamyka obecność nieokreśloną powiązań bolesne oblicze….
Szept mowy cichy pod nosem wypowiedź nieskalana utrapienie głowy okoliczne z obłokiem nie bujam o szczęście nie gram. Nie zabiegam o nic z życiem pod rękę chodzę z przymusu – bo jestem nieobecny czasem. Z myślami tańczę gdy idę niepostrzeżenie najciszej jak mogę ulatuję za smutkiem w miejską przestrzeń hałaśliwej wrzawy Każdy samotny z osobna jeden za drugim kryje się świadomie za plecami innych dlatego miesza się w tłumie nieustannie…
Tłum zawsze niemy jest nieobecny więc w to graj pozbawiony tożsamości traci sens wypatrywanie przed oczyma wyroczni obojętnej i srogiej nie liczy się me wołanie o lepsze…… Nie błądzę bo trafiam do domu nie pijąc jestem rozżalony nieco gdy słucham prognozy jutra ciągle bez zmian z pogodą ducha. Udrękę przynoszą mi inni ja nie chcę lecz narzucają mi a mnie bliżej do śpiewu niż do spowiedzi której nie lubię. Marzy mi się wolność od wszystkiego nie ta niepozorna złudna tymczasowa nastrajana do sytuacji ale ta prawdziwa z krwi i kości rzetelna autentyczna.
Niewdzięczność pod ręką mam upartą to jak ktoś dobrze mi znamy przemawia do próżni nie mając pokrycia bełkocze na przemian wyraża gesty po trosze kłamliwe siejąc absurdy bez reszty….. Nie słucham gadania bez potrzeby o przyszłości której nie ma co było to martwa natura obraz ziejący rozpaczą…. A mnie potrzeba powietrza do życia.
Samotny w tłumie konflikt natury odarty ze skóry bez zajęknienia powiela głosy wołanie to czy prośba bezskuteczna. Wątki wyrwane z opowieści o dokonaniach których nie było zmyślny fenomen połączony z absurdem ja nie wzdycham do codzienności jałowej ale pragnę skromnej szczerej w przesłaniu jakiej zawsze sobie życzę.
Samotny w tłumie nie na żarty ludzi pełno tłok olbrzymi uwagę przykuwa wzrok zbłąkanego co szuka szczęścia i miejsca dla życia.
Samotny w tłumie osamotnienie przychylne czy to otoczenie przewija się w tłumie jak fala ludzkiego nastroju i niepokoju. Na pustyni samotnie pozbawionej piasku zgiełk marny w słońcu utopii się jarzy nie mówiąc o szczęściu. Oglądam się czasem a żadnej nie widzę pociechy i bratniej duszy dla siebie.
Samotny w tłumie taki świat cywilizowany opuszczony po trosze wsteczny szalony mknie po ulicy każdy trąca siebie nawzajem bez słowa pustka we mnie puste oczy każdego nie dostrzegam, że żyję prawdziwie? Czy inni żyją sobą uczciwie? pytanie retoryczne.
W tłumie głosu nie słyszę nawet bicia własnego serca każdy uderza jak w ścianę nie odwracam głowy by coś powiedzieć drętwy powiew tamuje mi usta czcigodne.
Samotny w tłumie losu igranie przeznaczenia farsa codzienna kunszt sztuki popychadło zdarzeń w zjawiskach się miota szansy nie dając zabawie i grze wyuzdanej… Trawi stres ujadanie psa przed oczyma pośpiechu krok ciągła groteska faktyczna.
Zwątpienie przynoszę do domu zmęczony siadam by napić się kawy lecz smak obnaża wrogi mi zachwyt gdy słucham zgiełku co wpada oknem otwartym….. dopominając się prawdy. Szepce ściana na znak uderzenia grochu otwieram szerzej okno może jestem w błędzie gwar niesie rozmowy o zmroku bełkot martwoty. Zupełnie o niczym istotnym.
Klimat podwórza to scena z ulicy wzięta samotny w zwyczaju czy z przymusu bezimienność wkracza brutalnie trafia do każdej duszy w zakątku odosobnienia. Tak wielu nas a dalej jesteśmy bezimienni w potoku życia osamotnieni bez szans w urzeczywistnieniu szczęścia pokładanej nadziei wyzwolenia w programie istnienia. Samotny w tłumie samotny w świecie samotny w końcu jak każdy przecież……..
Tychy, 18.04.2013.