Wiersze

11.

/  Lato odchodzi ……/

Jak wszystko co jest, przemija tak i lato ma swój kres w historii świata. Tak było i pozostanie na zawsze Lato odchodzi powoli niezauważenie choć jest jeszcze wyjątkowo pięknie. Koniec jego jak co rok jest bliski stoi pod oknem, u drzwi……
Zawsze jednak jest inny, co pamiętam raz pogodny, raz brzydki zależny od aury. Bo różnie nieraz bywało źle i nie miło….. To ostatni dzień a może wciąż pierwszy. Jeszcze dzień jeszcze dwa i będzie finał koniec zwykły bo słońce przygasa nie świeci już mocno i z taką mocą jak wcześniej.
Choć sama pora roku nic o tym nie wie i na pewno nie rozumie przesłania, słońce dalej przyświeca z uśmiechem i jest wyjątkowo miło, sympatycznie……. Drzewa zielone w pełni nie przypuszczają że, zszarzeją i oblecą z liści za niedługo.
Rano jest coraz zimniejsze historia się powtarza koniec lata nastąpił rychło to widać i czuć po kościach. Słońce już nie jest tak wysoko i nie grzeje tak silnie jak kiedyś jak przedtem. Koniec się zbliża to natura oznajmia tak natura chce……
Schyłek lata nastaje wiem to z kalendarza w najmniej oczekiwanej porze zaglądam gdzie ciepło jest i gdzie wieczorem uchodzi. Co sprawia że, jest kryształowy blask powietrza i kolor soczystej jeszcze zieleni. Jakby było tego mało to ten błękit nieba obezwładnia, fascynuje wzrok i koi duszę niejedną ciesząc wrażliwe serce….
Teraz to lato nie zamierza odchodzić jest upalnie słońce świeci mocno jak na złość. Piękno lata jeszcze urzeka i zachwyca oczy kryjąc się w koronach dostojnych drzew. Promienie jego to me uwielbienie cud energia niespotykana rozkosz dla oczu i nie mogę się temu oprzeć – to podziw fenomen dla życia.
Lato odchodzi już nie świta jutrzenka dnia rosa uśpiona opada między źdźbła . Trawa omdlała po nocy burzliwej – smutnieje, bo jesień zagląda jej w oczy. Zieleń olśniewa jeszcze przyrodę ostatkiem sił zdobi jej szatę  ale to tylko do czasu do chwili do pierwszego chłodu. Żal mi zieleni ciepłego lata i dni spędzonych na słońcu, bez wiatru. Żal mi kwiatów pachnących na każdym kroku i uśmiechu dzieci mówiących do serc. Tej wrzawy radości co przynosi lato zabawy beztroskiej od rana do nocy.
Jeszcze pogodnie jest nastrój święta niemalże gdy słońce zagląda do okien otwartych na oścież gdy czuć boskie promienie na skórze i dobre słowo wiatru. Tego mi trzeba radości powietrza łyk zdrowia, piękna przyrody, radości dzieci i serca…………
Lecz wszystko co dobre kiedyś się kończy i lato odchodzi więc od nas gdzie?  kto wie………
Tychy 18.09.2011

12.

                                              / Lato ucieka  /
Lato dobiega końca powoli stopniowo bez przejęcia niezauważenie dla ludzi przechodzi w zapomnienie – miły sezon życia ciepły z natury jak żaden. To co lubię oglądać w lecie; to rankiem wschodzące słońce spod kapelusza za lustra odległego horyzontu. Gonię wtedy oczami za wiatrem co przelatuje jak strzała dla zabawy jakieś….. Niebywałe zjawisko poniekąd dla mnie. Sierpniowe dni nie zaskakują pogodą rychły koniec pokazuje oblicze smętne ciepło znika przez szpary powietrza a szkoda, że czas zabiera nam najpiękniejszą porę…. Słońce z dnia na dzień przygasa kryjąc się za tarczą promieni. Upał usiadł na kamieniu zwiesił ramiona ze zmęczenia i dogasa. Słońce już nie pali skóry nie grzeje zbyt mocno w głowę inaczej jest ciut na korzyść jak było w tym roku. Czy tylko mi się zdaje, że tak było? Lato z ochotą śpiewało swe pieśni wtórowało wszędzie po zagajnikach. Teraz ucieka nie wiadomo dokąd? , Lato, lato już po lecie tak to krótko trwało to zaledwie jakby wczoraj lato chyląc się ku końcowi nie mówi: żegnam! A do zobaczenia wkrótce. Wspomnienie zatem kojarzy się z jego ciepłem promieniem i niebem bez chmur, lazurem płynącym gdzieś hen…… Plażą nad morzem piaskiem rozgrzanym pod stopami i niebem bezkresnym. Wiatrem chłodnym i tłumem wielbiącym słońce i skwar opalenizny na ciele za wszelką cenę. To nic, że jestem w innym miejscu względem słońca inna to relacja ciał w przestrzeni ludzi a mnie ciekawi by było pięknie, wyjątkowo jak nigdy. Promienie przepychają się przez warstwy powietrza i atmosfery przebywają niezwykłą odległość – pustkę niezmierzoną. By dać z siebie co najlepsze urok wyjątkowy, który będzie się pamiętać – zawsze. Teraz nie tak upalnie jak bywało wcześniej lecz rozkosz pozostanie do przyszłego lata to dziw jak wpływa natura na ciebie. Lato umyka za przechodniem, który przyśpieszył kroku nie mając czasu. przebiega ulicę strasząc letnie przyzwyczajenie. Lato ucieka zatem w puste miejsca na mapie tam gdzie nie liczy się dni. Omija swą barwę kryjąc się w cień jasności światła; jasność natomiast obdarza wszystkich zwiewnym jeszcze ciepłem w postaci obwarzanka. Lato oplata radośnie pajęczą nić wokół wyciągając ręce po słodycz rozbawienia fal powietrza pogody i chwil. Cóż ucieka lato za płoty w podskokach by wszystkich zwieść jakby co a przy tym lato to zawsze wisienka do tortu naszego życia……                                                                                          Tychy 21.09.2011

13.   / Jesień tuż….. /

Jesień za pasem gdzie spojrzę okiem szarość za dnia, o poranku pomiędzy niebem a ziemia wilgoć urasta – wypełnia przestrzeń do granic  abstrakcji. Siność wstępuje bezwładnie i wisi w powietrzu jest obok, jest wokół, jest wszędzie  na świecie. Mgła, mleczna szyba jakby przesłona dla świata jak wyblakła fotografia w naturalnym plenerze zachwyca. W dali niewyrażny widok lecz pole znajome mgła odgradza wszystko, tylko światło już dziennie ospale powoli wstaje, dnieje o poranku, wiatr lekki krople strząsa, jest pogodnie w duszy. Ponurość zabarwia zakątki i świat pochmurny w powietrzu dyszy wilgoć nienasycona chmury zbierają się na płacz, sunąc po ciemnym jeszcze niebie. Modlę się by nie spadł deszcz bo jestem bez parasola i boję się że, zmoknę. Zrobiłem parę kroków a czas gdzieś umknął nie wyraża siebie jak dotąd w pełni, być może jest ze mną na spacerze zbyt wcześnie jak na śniadanie. Jesień już, rano chłodem powietrze uracza, senność pozostawia ślad nocy gdzieś ospałe zagubienie się pojawia na drzewach ptaki przyspały wtulone w liście. Nic nie jest sobą, życie na chwilę odfrunęło. Budzę się i ja za dniem markotnym ociężale, jesień tuż…. mam na wyciągnięcie dłoni nie wywołuję emocji, skąpa przyroda przygasa. Do snu jesiennego skłania się każda roślina życie powoli umiera na pewien czas. Nawet z trudem porusza się pogoda nijaka trudno poznać i przewidzieć jaka jest, bez wyrazu, bez oblicza jak powstała zagadkowa pora roku, poplątana. Swą niezwykłość utraciła. Nie ma o co płakać, taka pora nie ciekawa zmierzch przyszedł lata, zmiana frontu, cyrkulacja jedna w drugą nastąpiła. Powszedność zmiany mam na oczach oglądam wszystko tuż przy twarzy i wcale mnie nie dziwi bo doceniam zjawisko. Doniosłość natury, pojmuję jego poczynanie jesień tuż, wypełnia powietrze każdy oddech to związek życia i śmierci – niecodzień mam miejsce na rozważanie istoty najważniejszego tematu. Byle tak dalej mógłbym wieść spostrzeżenia bo w życiu mym nic się nie zmienia jak w przyrodzie, przelotnie – z góry można przewidzieć jednakże bogactwo zostaje jakieś w głowie i doświadczenie które, porusza serce…………. Tychy, 02.10.2010.

14.

/Ku jesieni/
Idzie ku jesieni chłód pieści policzki twarzy, z nagła czuje się arktyczny powiew, ręce chowam do kieszeni, bo zimno zawieszam na szyi szalik, niedbale i nie wiem co robić, dalej.
Poranny brzask ledwo co widoczny, zziębniętego nieco mocno oślepia, dymi wilgoć gdzieniegdzie w ciemności jeszcze, powstały dzień wita śpiącego jeszcze przechodnia. Odchodzi ciemność nieprzystępna, osowiała i pełna złości lecz dla życia, noc jak zwykle, pięknością się oznacza, choć nieprzyjazna, zimna i już prawie jesienna.
Boję się jej ponurości jak ognia, lecz z drugiej strony na oczach ujawnia się w świetle wstającego dnia, jeden cud natury nie mający, swego drugiego odbicia. Jasność wkracza stopniowo, piękność światła uderza w oczy, pod stopami szeleszczą już pierwsze liście, opadły przedwcześnie, żółć i wilgoć powietrza zlewają się z ziemią z jakiegoś powodu.
Jarzy się nikłe światło latarni, walcząc o prymat skończonej nocy, ja nic nie powiem, ciemność odchodzi zmartwiona – jak lato i nikt nie robi tragedii. Poranek jak każdy,  może jednak szczególny z powodu chłodu, zmiany pogody i temperatury, widać  wyraźnie to po oddechu.
Niebo zszarzałe, nie ma nic do powiedzenia, ciemność wita się z jasnością w okolicach drzewa, ucinając sobie zwykłą pogadankę. Świt i poranek jak bracia, bliźniacy maszerują, krok w krok zajmując opuszczone miejsca po nocy. Ptaków nie słychać wcale, taka widocznie pora, albo jeszcze śpią, przykute na drzewach.
Może jeszcze ich nie być wcale, opuściły prędko zimne już, strony i żal mi bo nie znajdę ich obecności w ogóle – tak myślę, po kryjomu. Cicho jest, nie słychać jakoś wiatru, spokój zupełny, jak nigdy dotąd wiatr śpiący zapomniał pewnie o swej roli, z latem gdzieś fruwa, temperatura gwałtownie spadła, ziąb niespodzianie wtargnął, na ziemię, widać początki odmiany, bo wszystko zmierza ku jesieni.
Tychy,  26.09.2009.

15.

 

                                   /  Jesieni przyszła chwila /                                        Jesieni przyszła chwila niepamiętna i ponura lato opuszcza kotary, okna nieba pochmurniały od teraz, inna pora króluje na dworze świata przyrody.                                Jesień już, na samym początku nie taka jakiej się spodziewałem – brzydka nie powiem, deszcz po szybach od rana lekko zacina, to da się wytrzymać nie ma co płakać.                                Wiatr melodię gra na pożegnanie lata za oknem ponury dzień zapowiada aura w brawurze jesień, pod niebem nie jest ciekawiej.                                 Drzewa więdną powoli nastał czas rychłej przemiany tylko liście najbiedniejsze nie przyjmują zmiany i dlatego opadają same. Słońce nie chwali promieni i z wysoka blednieje jak gwiazda poranka  po śnie.                                 Jesień wkracza pochmurna jak panna smętna płacząca licząc na szybkie wydanie. Jesień przeplata słońce i deszcz, ciepło i zimno  w końcu nie wiadomo jak jest. Dotykam końcami palców zasłony, spoglądam zza szyby na szarość dnia i zdumiony milczę.                                 Ścienny zegar odmierza  godziny i kroki odejścia czasu bezpowrotnej klęski a może przygody natury i cyklu w procesie radykalnej zmiany pory roku…. To zegar słoneczny wskazuje odejście lata, wszystko jest na niby, przedstawienie pantomimy cieni, rozdzielenia warstwy powietrza.                                 Jesieni przyszła chwila, liść się złoci, pajęczyna oplata drzewa, chłód przenika strukturę ziemi. Jesieni przyszła chwila i wyraża pogodę inną porę zmienną nieprzyjemną dla mnie – cóż! Rano jest jeszcze ciemne jak na mój gust.                                 Zimno przenika przez szyby, wyjść nie wyjść na powitanie jesieni, spacer kusi – wręcz zaprasza, nie mogę odmówić przyjemności sobie. Jesień przyszła zdesperowana oburzenie wywołuje kapryśna aura raz słońce raz deszcz, tak było wczoraj – a dziś jest nie najlepiej.                                 Jesień kaprysem żyje niejedni na lato psioczą więc mamy nagrodę poniekąd wpadając z deszczu pod rynnę. Dżdży przeklęty deszczyk, hultaj nieznośny podając ponurość plugawą jak zimny prysznic.                                 Odstrasza widok nie przywykłem kłócić się z pogodą. Nie oczekuję zaproszenia wyjdę myśląc że, będzie piękna pogoda i słońce jakie akurat lubię wszystko będzie dla mnie zwyczajne, pospolite nie zwracam uwagi na takie zrządzenie ………                                                                                        Tychy, 24.09.2010.