21. / Zima na całego / Zima niedobra szybko nastała, chłód gorliwy listy przysyła śnieg sypnął olbrzymi, mróz liże policzki aż piecze, wiatr wieje – spustoszenie sieje. Wydmy wielkie stoją choć nie ma morza wokół śniegu nadmiar, gołoledź brzydka, utrudnia życie. Ulice puste z rana, zaskoczenie wielkie, zawierucha wszędzie – wiatr dmie pod oknem. Moje domysły się sprawdziły, zima jest szybciej niż się spodziewałem i nie odpuści, teraz. Zator na drogach, śniegu po pas, co chwilę przekleństwa słychać, kto doczeka jutra, jak ma tak być – paraliż totalny zagląda w oczy a gdzież tam koniec. Co jeszcze może się zdarzyć? Co nas jeszcze czeka tej zimy! Zima na całego nikogo nie bawi głowy nie warto wychylać za drzwi. Aura nieprzychylna daje w kość i we znaki, mam dość śniegi i tej udręki – a to dopiero początek. Potężna fala zimna i śniegu, nadciąga co wtedy? Ustaje ruch, ustaje życie, puste ulice a kolizje powstają choć tak mało aut. Pusty świat a za oknem wieje wiatr, mróz nie ogląda się na zło tylko ukazuje oblicze – dotkliwie. Miasto wstrzymało oddech, wymarło na chwilę by przeczekać zamieć. Święta nadchodzą piękne z zimą pod rękę – co będzie nie wiadomo, na razie zima szaleje i ze wszystkiego się, śmieje. Pod wieczór nie widać nikogo nawet psa z kulawą nogą – martwej duszy nie znajdziesz, zimno decyduje kto wyjdzie? Kto musi za potrzebą to przelatuje jak wiatr, cichaczem przebiega niezauważony. Zima sroga mści się za grzechy, kara spadła i wrzeszczy wściekle, pomstuje. Dobrze że, ludzie mają gdzie mieszkać! Mają swe dziuple i miejsca, gdzie można się schować – przeczekać najgorsze. A zwierzęta, ptaki co z nimi? Kto one zadba, przyroda ona sama w opałach, bo zimno nie ma litości. Zima zaskoczy jeszcze nie mówiąc ostatniego słowa. Nocą, wichura przybiera rozmiary, stada koni – tańcząc po dachach. Zamieć niesie śnieg na skrzydłach na same krańce świata. Za oknem gwiżdże fantazja czarcia. Nikt nie wychodzi z mieszkań na ten czas, śpi noc o zwykłej porze. Ulica pusta żadnych przechodniów, choć święta za nie długo. Bawi się zima, śnieg ogarnia wszystko. Nie będę mówił bo mi ciepło ale zima, to żywioł straszny. Białość w przesycie widać wszędzie. Zima potrząsa sumienia, nikt przecież nie jest bez winy – czy sumienia mają, coś wspólnego z zimą? Koniec roku się zbliża i nie ma co się dziwić. Nie rozmawiam o zimie z nikim, wolę tkwić przy szybie w cieple na nic nie, bacząc patrzeć i wzdychać……. Tychy, 01.12.2010. 22. / Wigilia /
Nie mogę doczekać się świąt tym samym Wigilii to już mam jakoś od dziecka. Wigilię lubię najbardziej bo to przedsionek świąt Bożego Narodzenia.. Najpiękniejszych ze wszystkich. Wyczekuję grudnia przeliczam dni kiedy przyjdzie upragniony dzień ten czas oczekiwany - Wigilia cudowna. Nastaje ten dzień niezwykły raz w roku tęskny i wyjątkowy pełen radości, pogody i miłości. Wzniosły w samej rzeczy, jak zorza polarna, gwiazda betlejemska. Co świeci blaskiem jasnym promieniem najświętszym. Goreje nad światem, domem naszym, pulsuje w sercu i tchnieniu. Wigilia rzecz jasna, to cudowna karta to czas rozgrzeszenia. Związek serc , więzi subtelnych najpiękniejszych bo rodzinnych. Odpuszczenia grzechów, darowanie win. Pojednania z Bogiem wreszcie. Wzruszony wielce skruszony niebywale jak każdy przeżywam w oderwaniu wewnętrznie bliski łez wstydliwych. Jednakże z radością przyjmuję gest boży w wigilijny wieczór. Uniżony a jakże przed dzieciątkiem z sercem i miłością witam go w domu Pana cudownego. Co przyszedł by zbawić świat i nas niepokornych. Szczerze miotam się w objęciach bliskich rodziny przede wszystkim dzielę się opłatkiem boskim. Nastał przecież czas niezwykły hojny dzielenia się wszystkim pojednania darowania sobie win całorocznych i prezentów rozdawanie słodkich. Jak tradycja każe wszyscy wszystkim ślą życzenia w ten szczególny dzień niebo ziemi, ziemia niebu ludzie ludziom, bliscy bliskim zasiadając wokół świątecznego stołu. W jeden wieczór połączony łańcuch serc gorących w imię boże świąt życzenie, każdy wznosi modły w prosty sposób pokazując skruchę wielką. Serc pokorę Czas grudniowy promienieje bo do stołu sprasza gości śpiew wieczorny kolędy modlitwa. Uczta prosi chrześcijański obrzęd dzisiaj Bogu pokłon się należy maleńkiemu Czcigodnemu Panu w żłobie. Małe dziecię, boże dziecię miłość jego zbawia świat i daje pokój. Raz do roku niespodzianka niebo zsyła ludziom nowinę dobrą od tysięcy lat, wigilia zaprasza wzdycha i czeka u drzwi….. Spada z nieba gwiazdka jasna betlejemska na ziemię grzeszną głos anielski ogłasza narodzenie Pana w każdy rok w wigilijny wieczór. Oto magia bożonarodzeniowa rok w rok rocznica święto przyjścia Boga, syna człowieczego. Tak pojmuję święte kolędowanie dzieciątku małemu zwyczajnie po ludzku. Narodzenie Boga gwiazdka oznajmia świecąc jasnością boską po dziś dzień. Wigilijny stół wita i dziesiątko zaprasza – przyjdź w nasze progi z kolędą na ustach. Święta za pasem, wigilia nie co dzień czeka choinka i świeca. Święta, święta wnet z wieczora Wigilia u wrót na progu życia. Tradycja wzywa oczekiwanie prosi nas wszystkich do stołu ugościć dzieciątko w każdym domu w każdym miejscu. Choinka strojna smukła pod sufit ze śniegiem oświetla nie jeden dom. Frajda dla dzieci zabawa i śpiew kolędy głos roznosi się pod strzechy. Wrzawa po kątach, gwar aż po sień krzątanie od rana w kuchni. Świąteczny rytm muzyki w wesołości radość i zgiełk jeden goni drugiego bo nadchodzi godzina oczekiwana radosna chwila przyjścia – Pana. Pana z bożej łaski. Pastorałka u drzwi wigilia czeka od dni stół zastawiony świątecznie. Woła wzywa kolęda. Wigilia jak widać to taki dzień szczególny jak niesie tradycja – chrześcijański sposób gościnności i obrzędu…….. Tychy, 22.12.2010.
23.
/ Bohema /Losy, głosy i zmierzch w powijakach dziecię rozżalone światem zawiedzone ludźmi drze się wniebogłosy. Krzyż stoi, symbol życia kołysząc się na wietrze dziejów – nie płacze lecz cierpi przez ludzi zbytnio udręczonych.
Na człon się przebija mieszanina pojęć warta nie warta wzmianki, wypowiedź grasuje wśród ludzi doktryna, styl nie będący powszechnie uznanym. Bohema na co dzień, bohema na noc bohema skrywana pod kołdrą. Życie mizerne na resztę dni….. w zwyczaju sąsiad rzuca oskarżenia.
Cyganeria na długość cygara papieros zaciąga się dymem pojmuję sztukę jak sztukę tą kiepską banalną rozgania wiatr. Chwyta dziwactwo rzeczy dawne za nos i plecie coś bez znaczenia. Martwa natura martwa sztuka spojrzenie nudne znad kufla piwa. Nowe wydanie lichy potencjał cisza zdumienia codzienny obraz życia. Awangarda słucha milczenia bełkot zdziwienia głosu zasmucenia.
Przechodzimy obok nie spojrzymy nie spojrzymy prosto twarz choć skrzyżowanie losów ma miejsce. Bohema za oknem jazgot ośmiesza cyganeria podwórka krzyków doniosłych oddech przyśpiesza. Bohema pseudo bohema na niby z braku słowa z braku gestu sąsiedztwo prostactwa i zgiełku. Nie uwodzi życie drętwe słowa język przekleństw świadka dziwi. Nie widzę ludzi świętych tylko procesje czasu snują nieme cienie. Płynąca rzeka smętnych istnień jako całości i każdego z osobna. Każdy żyje pochłonięty sobą, na szczycie zmagań przeklętych tylko sobą zajęty wiecznie nie wie o innym, nie wie o nikim wyklęty. Znieczulica spoziera w oczy posucha na szczęście gładzi włosy, zaciera ręce. Uśmiech ucieka i kpi nie na żarty.
Zamknięty w sobie świat straszy na odległość to widać to można wyczytać. W krzywym zwierciadle znamię kultury drzemie przewracając się na bok. Odbijam się w lustrze nie jestem sobą upodabniam się do innych jak cień kroczę po ścianach jak bohomaz śliski. Taki wybór, taki odruch, postanowienie i konieczność taka upadłość chwili nie najlepszej. Zjawisko powszechne obojętność marazm z braku relacji ludzkich cios poniżej……… jest walka pomiędzy mgłą i sobą.
Społeczny dołek zastój uczuć, ciekawość ludzi, ciekawość świata, życia żadna orientacja sobą nade wszystko zawsze. Zanika związek międzyludzki powstaje dystans epoki samotność pustki wita. Szarość na przedzie zakuta w dyby. Beznadziei koło się toczy zbiera żniwo pustynia wokół wysycha źródło choć tyle domów szereg rozmach miasta kamienne bloki wnoszą hymn w przestrzeń rozpaczy maleńkiej.
Cisza zalega jak grób bo nie ma ludzi z miłością jest żal do siebie i uprzedzenie. Ucieczka losu w materialną stronę czasu kroki w smutny obszar spłycenia. Czarna dziura, ocean egoizmu faluje krzyk potęguje się srogi potępienia wyraz się ujawnia krzywdy maskując grymas podniebienia kneblując usta nie od wesela nie od parady. Czynię to wbrew sobie lecz nie będę się narzucał nikomu choć wiele jest do stracenia. Pierwszy robię krok.
Forma się spłaszcza w nieznanym ty byłaś najważniejsza lecz uciekłaś w swoje życie w swój świat ułożony z realiów. Nie słowa, nie rozmowa cisza wypełnia życie do czasu jest dobra samotność odnajduję spokój myśli energię relacje. Do czasu spokój jest dobry ucieczka znajduje siebie odpoczynek stawia na nogi daje i siłę inna bohema kształt wiary w siebie i przynależność.
Miła życzliwa pogodna kultura wzniosła nie myślę o przeszłym lecz tęsknię u drzwi stoję serca z wiadomej przyczyny. Nie myślę lecz czuję w sobie wezwanie namiętność bohemy jaskrawość ambitną. Marzyłem o bliskości z tobą w inspiracji sztuki oderwanej od pojęcia życia. Większość to potrafi nie przejmując się niczym co im kultura co im wstyd bredzą pod nosem kpiny szaleństwa bezeceństwa i im wolno – a mnie? Czy hamuje wyższa kultura, tolerancja a może szczątek pozostałej klasy i elegancji. Nie przystoi bratać się z podatnym żywiołem ludzkiej głupoty i namiętności moda pod prąd moda na byle co byle się liczyć w pospólstwie rzekomym. Nie widać końca zmian tych na złe jest światło przyćmione księżyca i ja z rozdwojoną jaźnią ze świeczką.
Na wszystkich frontach upadek jeden bierze przykład od drugiego czar oddziaływania dominuje i tak wlecze się dalej pociąg zguby. Co powstrzyma prąd rzeki pomijam to najbardziej niegodziwe mnie najbardziej zależy na tobie. Lecz dziś wszyscy wpadliśmy na mieliznę………. Tychy, 12.03.2012.
24.
/ Sylwester /Sylwestrowa noc raz w roku balowa sala wrze i kipi – girlandy piękne tańczą pod sufitem, fajerwerki nęcą i strzelają szampana korki. Zabawa trwa na całego, huczna i wyjątkowa, tumult i wrzawa, gra muzyka, tańce wiją się do rana. Rytm muzyki podnieca roziskrzone życie. Błysk w oku, jasność pod powieką ognie sztuczne świecą, w głowie nastrój szampański, bal wielki na całe życie, przed tobą, w tobie i z tobą. Confetti jak ryż, gość sypnął na szczęście. Szampan leje się strumieniem wartkim, nastrój boski wyrasta, z nim eksplozja radości, wiwaty, szału wystrzały. Uśmiechu rozbawienie, jeden całuje drugiego, bo szczególna godzina wybiła wreszcie. Dwunasta! Salwa z fetą, salwa z pikietą a potem spokój, bicie zegara słychać, jego tykanie, sekundy dzielą nas od Nowego Roku! Milkną radości, niknie śmiech, mija emocja, życie powraca do swego cienia – szarości. I tak co roku szalony czas mija, ci sami ludzie, te same twarze, te same dowcipy. Zabawa ta sama, ten sam obyczaj, życzenia składane na pokaz, nic się nie zmienia w tę jedną noc szaloną. Rok się kończy te same sprawy przechodzą, te same myśli nachodzą, te same uczucia - sztywne się kiełbią. Stare zmartwienia znajdujesz, swoich zwyczajów nie tracisz, odkrywasz te same nawyki a porachunki zostają i nie ma przedawnienia, nie ma litości. Karnawał w pełni przez chwilę, przez moment wyobraźni a potem codzienna magia. Te same gesty, te same przyrzeczenia, obietnice wiecznej poprawy, powroty grzeszne – nic się nie zmienia, jest dobrze jak zawsze. Nowy Rok wstępuje z nową nadzieją te same błędy nikt nie pamięta, co wcześniej myślał, co komu życzył, kołowrót życzeń ludzkiej krzywdy. Bezustanny natłok, puste słowa ciąg dalszy i tej miłości za grosz co nic nie kosztuje bo ją się sprzedaje od lat, na niby. Nastrój podnieca, noc podsyca temperament, śmiałość i wstyd, przez pieśń, czaruje alkohol, szumi w głowie, burzę przeżywa namiętność, wszystko jest łatwe, wszystko jest proste – kochać nie kochać, wszystko mi jedno, w tę jedną noc sylwestrową. Minuty pędzą na oślep w rytm serca, słodkie pocałunki urzekają- butelkę trzymasz, słychać grymas kwaśny szklanki. Zgrzyt zębów – koło się toczy życia i jego zawiłość. Nuda powstała się wzbrania i ziewa, ból głowy przeszkadza, wszystko ma swoją cenę, jak zły szeląg gra na przysłowiową zwłokę. Co kupi się za puste słowa, za tajemnice, swoje sekrety które, zdradzasz i się użalasz, przy obcej osobie. Jeden drugiemu wierzy w taki czas, na chwilę, pijany świat, pijany umysł, jest łatwiej rozumieć innych, przyjaciół nowy krąg masz na jedną noc, okropną. W szampańską noc z kobietą czyjąś, z wrażenia na uwodziciela trafiłeś. Kochać za darmo, całować otwarcie bez grzechu, oczy kobiety zwodzą, piosenkę, butelkę i twoje serce bijące. Nie trudna rzecz, nie trudna sprawa znajomości nowe zawiązać – uczucie przelotne jak dobry kawał, melodia z piosenki na jeden wieczór, na jedną noc sylwestrową. Wystrzały milkną, siły opadły, emocje stygną, świt spogląda zza sceny, żywioł stracił impet, wszystko powoli dogorywa. Rzeczywistość wyłania się z bólem głowy, rzucając kości. Trąbki deptane przez kroki pijane, nie świecą ospałe lampiony - wystrój sufitu przestaje bawić tak jak sylwestrowa noc, gdy głowa ciąży i chce się spać. Ja nie mogę dać ci gwiazdki z nieba, obiecałem już nie pierwszy raz, każdy coś stracił kapelusz, głowę, kokardę, bilecik i słowa których, nie było, każdy żartował i będzie żałował – cieszy ta chwila poranna godzina że, się skończyła, najwyższy czas, dzień jasny przywoła, nas znów do porządku…………. Tychy, 05.01.2009.
25.
/ Nie martwi mnie /Nie martwi mnie starość, martwi zadanie które, przede mną stoi, nieodłączny towarzysz pogardy. Nigdy dość, nigdy nie widać końca ciągły obowiązek wobec życia. Życie wymaga poświęceń, to wiem! Wymaga troski – to czuję, zakłada kaftan i wiem najlepiej co trzeba zrobić, przynieść, załatwić – mowa bez słów, co chwilę sprawa, kłopot sam przychodzi. Ruletka życia uciążliwa jest wciąż tuż, obok na wyciągnięcie ręki – komplikuje sprawy, zadaje cierpienia, by zrozumieć przejawy zanurz się w mądrości życia. Świadomość nie idzie w parze z rozsądkiem, jest na wyższym piętrze, kompensuje treści wszystkie z bożej, łaski. Pilnuje mnie odpowiedzialność na każdym kroku, to taki wybryk który, sam narzucam a cechuje go ma natura. Wolę to niż być w szponach lenistwa tragedia jest w tym że, tyle jest do zrobienia a u mnie zapału już nie ma. Duży jest spokój wokół, źródło innej inspiracji, to coś co określa przestrzeń w której żyję, w której dominuje powaga, a za nią szczęście które spada nie wiadomo, skąd. Liczę po cichu że, ktoś za mnie coś zrobi, od serca uczciwie nie wymagając nic w zamian, bezinteresownie z czystej miłości. To me marzenie pierwsze, śmieszne ale konieczne – wyraz oczekiwania który, spada i nie robi hałasu a daje tyle, satysfakcji, siły życia do przetrwania. Lecz wesołość nie ukazuje się na mych ustach z tego powodu, nie znajduję chętnych, radość wymyka się niepostrzeżenie, ucieka najdalej jak może, bo jak to jest możliwe, by istniała spontaniczność w tym świecie. By istniała inna chwila, zniosła, najlepsza z możliwych, taka wymarzona , niespotykana. A z nią drugi człowiek życzliwy, pociecha. To me mrzonki, urojenia zapewne po części ale na wyobraźni szczęście się opiera, na małej tkliwości radość odwieczna. Odstraszam zdolności swe w ten sposób, bo cierpliwości nie mam już za wiele chcę a nie potrafię, między palce wchodzi niezadarność – zguba niejednego. Trudzę się na zapas, nie myślę co będzie ważne to, to co jest a jest ciekawie bo uczę się pokonywać starość od serca. Życzliwy bywam dla siebie od teraz że, znoszę przeciwności losu to cud, to dziwne ale wolę przyjmować rzeczy jakie są dobre, złe – z humorem a nie martwić się zbytnio. Nie przesadzam że, jestem już fajtłapą i dobrze mi z tym a nawet się cieszę – bo to też łaska, coś wspaniałego z czego pośmiać można się rześko. Uciszam serce które jest może zmartwione, z uczuciem podchodzę do życia inaczej, na luzie – bywało gorzej tak teraz myślę i stosuję się do nowych zasad które, określam na swój sposób…………. Tychy, 04.11.2010.