41.
/Zakręt / Zakręt, znak drogowy jakże ważny, więc ostrożnym nie zawadzi być - w czasie jazdy. Dla mnie sprawa jednak sięga głowy, w zakręt wpadam kiedy jestem w błędzie kiedy inaczej myślę a inaczej robię. Ta różnica jakże ważna, wielka rzecz, wielka sprawa, podział wielki – rozbieżność calkowita. Stoję na twej drodze żeby cię odmienić, ty odrzucasz miłość, ty odrzucasz serce. Odrzucasz i wiedzę którą, ci daję – mądrość moja dla ciebie nie istnieje.
Jak żyć, jak wszystko znosić, siebie, ciebie, jak zrozumieć że, mnie nie chcesz. Proste znaki, proste gesty, niechęć twa z twej ręki. Blady świt, szare dni, smutne życie – wszystko staje na zakręcie.
Co ma cieszyć, co pobudzać, co ja kocham ty odrzucasz! Jak pogodzić przykre fakty, jak pogodzić życie - twoje, moje. Na zakręcie ja, na zakręcie ty, na zakręcie to co kocham – na zakręcie znowu czekam.
Ty stanowisz problem więc nie będę się, zaprzątał tobą głowy. Na zakręcie czas, na zakręcie życie, na zakręcie szczęście nie mając przed sobą wybujałych myśli, wybujałych wzorców.
Upada odwaga, upada rozwaga, niepewność powstała prosto wkracza w słabe serce. Na zakręcie miłość, na zakręcie błędy, na zakręcie grzechy wszystkie ja niewinny stoję na wprost tęczy. Na zakręcie dzień, na zakręcie noc, nieprzespany sen a ja trwam pomiędzy.
Pościg i ucieczka jeden zryw, powściągliwość nic nie daje, gonitwa martwy punkt, bije dzwon, nie ma rady jest zamiana stron.
Na zakręcie prześwit, wyciągam pieniądze, wyciągam me ręce, łapię wiatr w plecy. Wpatruję się w dal, horyzont nie mówi, rozprasza me myśli, gdzie jestem ten punkt zwrotny, tak się boję przyszłości.
Na zakręcie myśli, na zakręcie gesty, na zakręcie słowa bez znaczenia, bez miłości. Na zakręcie rzeki, na zakręcie wody, na zakręcie brzegi, nie mam szczęścia, nie mam też radości.
Dziecięca zabawa dawno się skończyła, w chowanego spór, dziwna wymiana zdania, racje podzielone, nieprzyjazna scena, wszystko gubi kartki, strony - nie da zlepić się dzbanuszka wody. Siedzę w trosce, siedzę z głową w łzach, nie uciekam już przed ścianą płaczu – teraz cicho łkam i zbieram okruchy….. Tyle mam!
Bogatszy w wiedzę, ślędzę inaczej życie, siebie i me przeżywanie. Wzniosły, skupiony w sobie budzę sfery, nie oglądam się na nic – patrzę w przestrzeń, marzę, oddycham swobodnie. Pełen podziwu, spokoju, pewny jutra, szczęśliwy, czuję że, jestem wolny, daleki od przesądów i nakreślonych myśli innych obcych mi ludzi. Ufam nareszcie i wierzę w siebie……… Tychy, 14.11.2010.
42.
/ Pragnę znowu /
Pragnę znowu twego dotyku czułego dreszczu który, roznosi się po ciele oddechu ciepłego co zespala dusze i pozwala zaistnieć miłości.
Nie liczy się noc nieprzespana uczę się szczęścia które, ogarnia spojrzenia tkliwe, rozkoszy siegającej od stóp do głowy czującej radość która, jest w powietrzu.
Z nami przebywa miłość tuląca się do ciała lgnie by być najbliżej naszego związku. Nie ma gestu bo spojrzenie wszystko zawiera bez słów miłość wypowiada, to co chce powiedzieć ty i tak wiesz co czuję, bo ja odbieram to samo, od ciebie.
Szczęście na wargach znalazło miejsce usta milczą bo cóż mówić, gdy dygocze serce w takiej chwili ciało drży i pragnie więcej, znów kochać.
Pragnę znowu być z tobą w spokoju, w zaciszu serca rozkosz pić z twych ust bez końca. Nie mam nic prócz bicia serca i miłości w sobie uczuć pełnię do ciebie kieruję świadomie.
Poza miłością wszystko to rzeka która, płynie i zabiera sprawy bez znaczenia w porywie życia. Chcę być miłością owładnięty jak poprzednio lecz wtedy nie czułem, to co teraz czuję potrzebę przeżycia miłości wielkiej.
Pragnę nużyć się w bliskości zmysłów namiętność chwytać raz za razem w szyję pocałunkiem darzyć twoje ciało. Pragnę znowu odżyć przy twym boku jestem dojrzalszy i rzecz inaczej pojmuję.
Całować się nieprzerwanie jak tylko życzą zmysły bez przerwy rozkosz tulić w objęciach czuwać by nic nie uciekło. Nie zdałem sobie sprawy że, miłość może być tak piękna bo w niej ważne jest co tobie chcę dać a ty ofiarować co najlepsze masz w sobie.
Nocą i dniem będę czuwać by nic nie utracić z tych chwil z tobą. Nie przeoczyć niczego co wiąże się z tobą pragnę znów mieszkać w miłości miejscach, znów kochać jak kiedyś. Pragnę znów spojrzenia które, rozpala ogień do nie przyzwoitości mieć namiętność rzucającą w objęcia twoje stanowiącą zagadkę samą w sobie. Pragnę z czułością kołysać serca wyznać prawdę której, tak się boję.
Pragnę znowu biec po łące razem z tobą trącać rosę gołą stopą, twarz przy twarzy będąc stale, szeptać kocham, kocham tylko tyle. W głębię oczu spojrzeć, otchłań znaleźć duszy pragnę kochać takjak nigdy, tuląc serce, żyć w zachwycie.
Pragnę znowu znaleźć kącik, miejsce szczęście razem z tobą, odczuć własny raj na ziemi. Pragną znowu iść uparcie ręka w rękę mieć tą radość ciepła tuż pod sercem,
patrzeć czule w cztery strony świata. Budzić pod powieką obraz twój, przepiękny.
Pragnę znowu wyjść przed siebie spontanicznie wesół, ręce splatać z tobą i mieć szczęście obok. Pragnę łapać w nozdrza podmuch poczuć uniesienie w sobie, pieśń słowika szukać wszędzie, tylko z tobą. Móc wyzwolić siły, piękno życia zabrać jeszcze raz ten powiew.
Pragnę znowu być pod dachem kiedy deszcz zacina w szyby twarz wlepioną w ciepło, spokój ciebie mieć u boku. Pragnę w naturalny sposób być szczęśliwy, sobą i umiarkowanie korzystać z dobroci życia. Przechodzić wszystkie zmiany - łagodnie, nie rzucając się w oczy. Optymizm zawrzeć w głowie i wystrzegać się, emocji………… Tychy, 22.07.2010r.
43.
/ Pod drzewem / Chętnie siadam po drzewem strapiony pod orzechem wyniosłym i smukłym….. zażywając kąpieli prawie że, słonecznej w spokoju życzliwym. Na ławeczce fikuśnej siadam, ochoczo a zielone orzechy mam nad głową – co zwisają pomiędzy liśćmi niezauważenie. Obecność swą w ten sposób, sygnalizują. Tam ptaszek przeleci wysoko czasem a inny sfrunie tudzież mucha siądzie na ramieniu – dla towarzystwa by było miło…… Nie myślę o niczym cieszę się spokojem, wokół czując się jak gdybym był nad morzem. Podziwiam rosnące w oddali drzewka iglaste różnej maści zielonej – jakiej nie znam.Nic mnie wzrusza patrzę tylko przepełniony odpoczynkiem i miłością do przyrody. Wiatr przeleci czasem trzepocąc liśćmi od niechcenia sam chyba wypoczywa w taki dzień bezwietrzny – na wakacjach jest przecież. Powietrze ciepłe opala się w słońcu nie dając znaku życia oznajmia że, jest wniebowzięte jak ja.
Wszystko wypoczywa w ogrodzie w każdym zakątku, śpi trawa omdlała jak znużona kotka wyciągnięta na słońcu. Cisza dominuje, żadnego powiewu, drgania nawet powiek co dopiero podnoszenia wachlarza. Przymykam oczy co chwilę by nie zmącić nastroju by nie przerwać letargu. Przyroda współbrzmi z biciem serca oddech spowalnia życie, jest doprawdy miło sympatycznie, istna sielanka wiejska na każdym kroku.
Z rzadka słychać szczekanie psa za parkanu Który, mąci ciszę i spokój, odrętwienie. Nic więcej nie chcę nic ponadto nie potrzebuję jest pogoda, ciepło, słońce i lato rozkoszne. Co więcej potrzeba jak tylko powzdychać……… W cieniu drzewa być w taki upał to prawdziwa gratka, ucieczka od nadmiaru promieni szkodliwych. W taki dzień nie chce się nawet mówić za wiele, co dopiero chodzić………..
Ogró jak każdy inny ma w sobie przestrzeń wyjątkową nie powiem, swe okazy i piękno, wystrój niepowtarzalny choćby w przeciwległej stronie w kącie – choinki, sosny potężne prawie, półwieczne. Jedne z igliwiem grubym jak słoma, drugie przedziwne srebrzyste na powierzchni połyskują w słońcu jak fajerwerki.
Co tu gadać jak sam ogród za siebie mówi życzliwie przyjmując gości. Orzech włoski o rozpiętych ramionach jak strzecha urzeka, cały w zielonych liściach które dają schronienie i mnie i niejednemu stworzeniu, więc cóż składam mu hołd za jego wielkość i cechę że, jest życzliwy będąc właśnie tam gdzie go akurat potrzeba.
Ogród to takie miejsce wymarzone, tu pod drzewem, tu pod orzechem spokój i ciszę odnajduję……….
Tychy 02.09.2011.
44.
/ Metamorfoza /
Zwalniam kroku życie za szybko kroczy umyka dzień za dniem bez ryzyka, osłabiony zastanawiam się nad jego sensem.
Ciąży przeszłość a ja nie rozumiem mego dokonania które, przysparza mi tyle przykrości. Nie pytam o nic – dziś wszystko jest bez znaczenia, odnajduję siebie z zamyśleniu stojąc w pośrodku bez celu. Byłem naiwny jak zawsze dając wszystkiemu wiary – dlatego czuję się oszukany, przez los, siebie i swoje ambicje. Za błędy płaci się słono, wiadomo – co miałem najlepszego zagubiłem bezpowrotnie.
Straciłem i godność, tożsamość i miłość największą, własną i szacunek. Nic mi nie zostało tylko poczucie winy, najmniej szczęścia ciesząc się że, żyję dla Boga – bo On w łaskawości daje mi tyle i to co potrzeba, ciągle jestem żyw, pełen nadziei na jutro.
Milczę i nie oburzam się na to co się dzieje, wokół pogodzony z życiem spuszczam głowę by nie dać satysfakcji innym by nie doprowadzić, do rozpaczy i wyprowadzić się z równowagi.
W dodatku śmieję się pod nosem z własnej głupoty, to lekcja za którą, trzeba zapłacić, która, mnie uczy tak wiele – pokory i przyzwoitości. Skupiam się na sobie bo nic nie jest warte zachodu, teraz to wiem nie należy wątpić i oszukiwać siebie że, jesteś inny od tego czym cię natura obdarzyła. Wreszcie podejmuję wezwanie jakie rzuca mi życie, powoli staję na nogi, jestem sobą, otwieram się na życie nowe, bez obłoków w głowie. Metamorfoza i zrozumienie to wzniosłe czyny, szlachetne idee – sens wszystkiego, co żyje. Dochodzę do wartości najwyższej pierwszy raz w życiu. Myslę, jak długo chodziłem w nieświadomości odległej. Nieświadomośc to nie zaleta, nie ucieczka, to niewiedza, głupota połączenie woła z baranem, ja taki byłem, szedłem w życiu pod prąd. Bo inni szli i ja szedłem z nimi, jak ciele. Nie jest mi wstyd ale załuję straconego czasu, żałuję siebie bo byłem głupi, obarczony mozołem myśli narzuconym przez światłych, pseudo ludzi.
Wiele straciłem, nic nie zyskałem, nic nie poznałem, nie za wiele zrozumiałem z donosłości, świata stworzonych przez ludzi. Przyjąłem styl narzucony przez ogół, to nie rozwaga, to błąd już dawniej chciałem iść, inną drogą i wejść na szczyt doskonałości.
Dziś jestem u podnóża góry złota która, się nie świeci, nie jarzy i nie jest z kruszcu, stoję przed złotem myśli, błogosławiony, taką górę szukałem, taką znalazłem, taką mam do – pokonania. A więcej do zrozumienia, myślę więc jestem………… prawdziwy. Tychy, 09.02.2009.
45.
/Śpieszno mi /Nie umiem znieść, nie mówiąc patrzeć jak trwonią energię niektórzy na waśnie, gdy walczą zaciekle między sobą o prym jak wilki w głodnym stadzie.
Liczba pojedynków co dzień ogromna rzeż na pięści, masakra słowna, pełna gęba, bluźnierstwa. Oglądam głupotę że, trzymam się za głowę ze zdziwienia strach zagląda mi w oczy, na każdym kroku bój okrutny jak w mrowisku.
Każdy stoi nieugięty w sporze, twierdząc mam rację, nie odpuści, obstaje w uporze przy swoim. Nie bez przyczyny nad wszystkim boleję, od kiedy jestem światlejszy – nie czynię złego tylko potakuję głową i nie plamię honoru.
Wyczekuję ciszy, stoję prosty w zaklęciu, nie warto gdy stracony czas błądzi a przemijające jutro gapi się złośliwie w lustro. Jestem w pośrodku znaczenia tu i teraz, pomiędzy rozdziałami przypadku.
Cieszę się że, mnie spotyka zrozumienie, wiec prawdy okazały. Opuszczam sprawy które, pozostają w niewiedzy, osłonie nocy bezpowrotnie a cała tajemnica wielka przymyka jak zwykle oczy.
Śpieszno mi zatem, wznieść się na wyżyny, szczyt marzeń utęskniony, bezmiar pola radości upojenia głowy i serca rozkoszy. Drogą przyjaźni więc idę, za morze złudzeń kieruję się z ochotą w jej stronę – gdzie nie ma gwałtu, żadnej przemocy, gdzie świeci wieczne słońce miłości a stałe miejsce wolności, tonie w girlandach boskości.
Tam też, swoboda dobra przychodzi sama pod kochające oblicze. Tychy 16.05.2009.